Moi drodzy! Mój blog ma już powyżej 500 wyświetleń, a to wszystko wasza zasługa,
więc bardzo Wam dziękuję. Mam nadzieję, że damy radę dobić do 1000, co?
Ten rozdział dedykowany jest dla wszystkich czytelników.
Rozdział 04 - Legenda
więc bardzo Wam dziękuję. Mam nadzieję, że damy radę dobić do 1000, co?
Ten rozdział dedykowany jest dla wszystkich czytelników.
Rozdział 04 - Legenda
Obudziłam się gdy nadchodziło południe. Podniosłam głowę i rozejrzałam się, wzrokiem poszukując Michaela. Stał oparty o framugę szklanych drzwi. Włosy miał w zupełnym nieładzie, a jego czerwona koszula była pomięta.
Wreszcie się obudziłaś. - z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
Wydawał się inny niż zwykle. Zadumany, poważny... W jego czekoladowych, jakże podobnych do moich, oczach dostrzegałam smutek, żal.. Coś było nie tak. Mój Anioł nigdy się tak nie zachowywał. Teraz był tak jakby opanowany, a nie chamski jak zawsze.
Gdy on spoglądał na zatokę, ja powoli wstałam z łóżka i cichutko podeszłam do niego.
- Michael.. - szepnęłam, kładąc dłoń na jego barku. Wzdrygnął się, ale nie spojrzał na mnie.
Poczułam ukłucie w sercu. Nie chciałam, aby mój własny Anioł Stróż mnie ignorował. Potrzebowałam go.
- Coś się stało? Zawsze możesz mi powiedzieć. - kontynuowałam.
Udało się. Michael odwrócił się i spojrzał prosto w moje oczy. Brąz w brąz. Ciepło w ciepło.
- Wiem, że mogę. Ale.. Twoje barki nie zniosą tego ciężaru, Promyczku. - wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.
Poczułam, jak na moją bladą cerę wstępują rumieńce. Mimo to zignorowałam piekące mnie policzki i posłałam Aniołowi pocieszający uśmiech.
Nie mieszaj się, Anabeth. Tyle możesz dla mnie zrobić , usłyszałam wewnątrz swojej głowy. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam otworzyć szafę w poszukiwaniu jakiegoś stroju. Była duża i głęboka. Na wieszakach wisiało wiele kreacji, jednak parę z nich była bardzo dobrze mi znana. Moje ubrania.
Odkąd ojciec zbankrutował nie miałam ich zbyt wiele. Zazwyczaj dostawałam je od znajomego krawca, który mi je dawał za parę monet.
Wzięłam jednak zieloną tunikę, szare leginsy, czarne baleriny i bieliznę, po czym ruszyłam do łazienki.
Woda w wannie okazała się odpowiednio ciepła. Nie było mi w niej ani za gorąco, ani za zimno. Zanurzyłam się w wodzie i zrelaksowałam się.
Cień był niebezpieczny. Zresztą każdy o zdrowych zmysłach wiedział, że istota z Piekieł nie może być dobra. Nie rozumiałam jednak po co były mu duszę, skoro był nieśmiertelny. Zanotowałam sobie w głowie, aby zapytać się o to Miriandę, albo jakąś inną z Sióstr.
Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Anabeth, musimy gdzieś pójść. Streszczaj się , usłyszałam. Czyli, że nawet podczas kąpieli musisz się wtrącać? , zapytałam kpiąco w myślach, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Już po kwadransie wyszłam z pomieszczenia czysta i ubrana.
- No to gdzie idziemy? - spytałam pełna optymizmu, posyłając Michael'owi uroczy uśmiech. Nie odpowiedział mi tym samym.
Nie rozumiałam tego, ale postanowiłam, że nie będę marnować czasu na głupoty. Nie ma humoru to nie ma humoru.
- Choć tu. Muszę Cię... objąć. - oznajmił trochę zawstydzony.
Zacisnęłam wąsko usta, aby nie powiedzieć mu, co sądzę o takich podróżach. Nie chciałam, aby zrobiło mu się nie miło, dlatego bez słowa sprzeciwu podeszłam do niego i objęłam go za szyję.
Poczułam jak odrywamy stopy od ziemi. Zakręciliśmy się, a powietrze wokół nas zawirowało, aż stało się niebieskie i... wylądowaliśmy na jednej z łąk Zatoki Snu.
- Wow. - szepnęłam, odgarniając natrętne włosy, które wpadały mi do oczu.
Michael odsunął się pośpieszne i podążył w stronę wielkiego dębu, gdzie było już parę osób. Ruszyłam za nim, postanawiając, że będę zachowywać się odpowiednio, a nie jak rozwydrzona nastolatka.
Gdy znalazłam się w cieniu drzewa zobaczyłam twarze tych osób. Była wśród nich Nimfadora, Dafne oraz jej Anioł Stróż – Mike.
Oto Anabeth. Anabeth poznaj moich przyjaciół. - oznajmił Michael pokazując swoich towarzyszy.
Zauważyłam, że pomija Dafne, ale postanowiłam nie rzucać żadnej kąśliwej uwagi. Czułam, że nie powinnam mimo, że przez to odbiegałam od prawdziwego JA.
Po mojej lewej stronie stały dwie identyczne dziewczyny – Kasjopea i Katherina, córki Demetriozy, Pani plonów i pór roku. Obie różniły się od siebie niesamowicie. Podczas gdy Kasjopea ubrana była w iście królewską suknię, Katherina miała na sobie skromną, letnią sukienkę w kwieciste wzory.
Obok nich stała niezwykle piękna blondynka, o smukłej sylwetce. Stojąc niedaleko niej czułam się, jakbym była najbrzydszym stworzeniem na ziemi. Tak, ona zdecydowanie potrafiła sprawić, że znikały z Ciebie resztki uroku.
Okazała się ona Izabellą, córką królowej leśnych Nimf.
Tuż przy niej, stało dwóch Aniołów. Obaj mieli ciemne włosy, bladą cerę oraz biało-srebrne skrzydła. Jeden z nich, ten o niebieskich oczach, który okazał się Regulusem przyglądał mi się podejrzanie. Jednak drugi, o tym samym odcieniu oczu co ja, uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując swoje niezwykle białe zęby. Był to Edmund, brat Regulusa.
Dafne pomachała mi i jednym susem pokonała dzielącą nas odległość. Zauważyłam, że Mike podążył za nią niczym cień. Cała się spięłam na myśl o tej osobie, jednak postanowiłam cieszyć się tym co tu i teraz i szybko o nim zapomniałam.
- Zaraz powinna tu dojść reszta. - oznajmiła Izabella.
Miała piękny, niezwykle seksowny głos. Odrzuciła włosy do tyłu i posłała mi pełne wyższości spojrzenie. Usłyszałam jak ktoś warknął. To Michael znalazł się u mojego boku i patrzył na nimfę niczym na zabójcę.
- Reszta? Jaka reszta? - spytałam się zdziwiona, patrząc to na Bellę, to na mojego Anioła Stróża.
- Emma, Clove, Vanessa, Melanie, Oriona i Abraxas. - wytłumaczyła mi jedna z bliźniaczek.
Po stroju poznałam, że to Katherina. No tak, Kasjopea zapewne nie trudziłaby się tłumaczeniem zwykłej śmiertelniczce o co chodzi. Poza tym była zajęta wpatrywaniem się w srebrną kulę unoszącą się nad jej prawą dłonią. Kulę, którą sama wyczarowała. Na moich oczach.
- Nadchodzą. - oznajmiła, patrząc się na Michaela.
I rzeczywiście. Już po chwili z konarów drzewa zeskoczyło sześć osób. Cztery dziewczyny i dwóch chłopaków. Jedna z nich, szatynka o długich, kręconych włosach stanęła obok mnie i Dafne.
- Choć za mną Anabeth. To bardzo ważne. - szepnęła mi cicho do ucha,
a ja posłusznie ruszyłam za nią.
Gdy znalazłyśmy się około dwadzieścia metrów dalej, dziewczyna zatrzymała się.
- Nazywam się Vanessa i jestem siostrą Michaela. - przedstawiła się z
wypiekami na swojej pięknej twarzy. Mimo, że była niska, tak jak i inni była piękna. A ja.. wyglądałam na czternaście, piętnaście lat!
- Cz-cześć. A-anabeth. - przedstawiłam się niepewnie. Po jakiego groma ona mnie tu przywlokła?
Widzę, że padłaś ofiarą mojej kochanej, młodszej siostrzyczki zaśmiał się Michael. Spojrzałam na niego i skrzywiłam się lekko.
A idź ty! Ty... ty... , warknęłam. W głowie wyczułam jego... rozbawienie.
Gdzie mnie wygonisz, Promyczku? Zachichotał. No nie.. On się świetnie bawił, a ja się musiałam z nim użerać..
A odwal się! Mam tu rozmawiać z Twoją siostrą, a nie z Tobą, BARANIE , oznajmiłam, dobitnie akcentując ostatnie słowo. Poczułam jak jego obecność w mojej głowie znika. W końcu.
- Już poszedł? - zachichotała Vanessa.
Spojrzałam się na nią zdziwiona, ale nic nie powiedziałam. Zamiast tego zapytałam o co chodzi.
-Wiem, że podsłuchałaś rozmowę Cienia. - oznajmiła rzeczowo siostra mojego Anioła.
Spuściłam wzrok. Czyżby jej powiedział?
- No.. bo... no... Ciekawość ludzka. - bąknęłam zawstydzona. Miałam
ochotę walnąć głową o ścianę. Vanessa za to zaśmiała się melodyjnie.
- Rozumiem. Ale skoro to usłyszałaś musisz teraz wiedzieć wszystko. Taka jest zasada. Jeśli osoba nieproszona dowie się o czymś ważnym to są dwa wyjścia, czyli albo jej powiedzieć, albo uciszyć. - wytłumaczyła.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam jej ostatnie słowo.
Wyssać duszę. Chodziło jej o wyssanie duszy, matole. Odparł w moich myślach Michael.
- No dobrze... Ale CO ja mam wiedzieć? - zapytałam. Usłyszałam, jak Michael wzdycha zrezygnowany w moich myślach.
- Wszystko! A teraz choć. Wytłumaczymy Ci przy ognisku. - oznajmiła wesoło Vanessa i pociągnęła mnie w stronę rozłożystego dębu.
Wszystko było już przygotowane. Ogień został już rozpalony i pojawiły się miejsca wokół ogniska. Było bajecznie. Brakowało jedynie pełni księżyca i rozgwieżdżonego nieba.
Usiadłam na jednym pniu wraz z Dafne, Vanessą i Melanie. Ta ostatnia okazała się naprawdę wspaniałą osobą. Była to blondynka, o długich, prostych włosach i błękitnych oczach. Na oko wydawała się być w moim wieku. Okazała się córką Topieny, po której odziedziczyła zdolność kontrolowania wody. Zazdrościłam jej tego, ale też bardzo ją podziwiałam i... polubiłam.
Clove i Emma usiadły po naszej prawej stronie. Clove była uroczą brunetką o zielonych oczach. Była bardzo charyzmatyczną i wesołą osobą. Natomiast Emma była jej kompletnym przeciwieństwem. Była blondynką o piwnych oczach, które wpatrywały się w ludzi z nieufnością. Była niezwykle cicha i... trochę dziwna. Potrafiła coś mówić, przerwać w połowie zdanie i milknąć, jakby nic wcześniej nie mówiła. Jednak i tą dziewczynę polubiłam.
Gorzej było z nowo przybyłymi Aniołami: Orionem i Abraxasem.
Ci dwaj również byli kompletnymi przeciwieństwami. Orion był blondynem, zaś Abraxas szatynem. Niezwykle przystojnym szatynem, chociaż Orion wcale nie był brzydki. Blondyn podszedł do Izabelli i objął ją w pasie. Odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty przyglądać się na te.. czułości.
Zauważyłam, że Michael uważnie mi się przygląda. On chyba jako jedyny nie śmiał się, gdy Orion i Bella pożerali sobie twarze.. Dosłownie! Blondyn wyglądał, jakby chciał ją zjeść!
Coś się dzieje, Anabeth?
Odwróciłam od niego wzrok i z nagłym zainteresowaniem zaczęłam wpatrywać się w moje dłonie.
Promyczku?
Nie.Nazywaj.Mnie.Promyczkiem! Warknęłam wściekła. Mimo to nadal nie podnosiłam wzroku. Zabolało. Przezwisko, jakim mnie nazywał zabolało.
Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że umarli nie tworzą tutaj ponownych związków. Te były dla nieśmiertelnych. Poczułam żal, że już więcej nikt mnie nie przytuli, nie pocałuje. Że już nigdy nie spotkam Luke'a.
Anabeth...
ZOSTAW MNIE!
Nie wytrzymałam. Musiałam krzyknąć. Poczułam na sobie palące spojrzenia Dafne, Vanessy i Melanie. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Moja klatka piersiowa poruszała się niespokojnie to w górę, to w dół, zaś paznokcie wbiłam w kolano.
- To co, opowiadamy legendy? - zapytał Edmund, widząc, że atmosfera między mną a Michaelem staje się bardzo gęsta.
- Jasne!
- No pewnie!
- To kto pierwszy?
Uśmiecham się szeroko widząc jak Clove, Vanessa i Nimfadora starają się rozładować atmosferę.
- No to może ja.. - odezwała się niespodziewanie Emma. Wszyscy umilkli
i wbili w mną wzrok. Nawet Orion i Izabella przestali się całować i łaskawie usiedli obok siebie, nadal się obejmując.
- Ekhem. A więc jakiś czas po stworzeniu świata, do naszych krain przybyli nieśmiertelni herosi, którzy postanowili osiąść w zaświatach. Byli to Gregg, który osiadł w Piekle, Stupiena, która pozostała w Czyśćcu, Armandos, który pozostał w Niebie i Elena, która została matką śmiertelników i pozostała na ich świecie – Emma najwyraźniej
świetnie się bawiła opowiadając tą legendę. Spojrzała pytająco na zgromadzonych, a gdy oni gorliwie pokiwali głowami, dziewczyna kontynuowała:
- Każdy oprócz Eleny wydał potomka. Gregg Cienia, Armandos Świetlistego Anioła, zaś Stupiena... Stupiena urodziła dwie cudowne córki. Ich potomkowie dorastali, z dnia na dzień stając się coraz bardziej cudowni. Jednakże Cień buntował się swemu ojcu. Pewnego dnia, gdy strasznie się pokłócili, Cień wyssał Greggowi duszę. Jednakże na nim nie zaprzestał. Podczas gdy w pałacu Armandosa trwał bal, Cień zakradł się tam. Poszedł do sypialni żony herosa, Nikodemy, która właśnie zasypiała, wraz z nowo narodzoną Anielicą – Afrodyzją. Już miał wyssać im duszę, gdy do sypialni wpadł Armandos. Stanął przed Cieniem, i już wznosił miecz, by go zabić, ale okrutny potomek Gregga i jemu i jego żonie i dziecku wyssał duszę. Zrozpaczeni byli poddani Armandosa. Armia Aniołów zaatakowała pałac Cienia, jednak obrońcy złego tyrana pokonali ich i oddali jako pożywienie dla swego króla. Cień był niezwyciężony. Pewnego dnia udał się do Zatoki Snu, siedziby Stupieny. Królowa była właśnie na konnej przejażdżce wraz ze swymi niezwykle pięknymi córkami... Astorią i Adriadną. Cień widząc tą drugą poczuł pożądanie. Porwał ją, nie wysysając duszy ani królowej, ani pierwszej z córek.
Emma nagle zamilkła zadumana. Byłam tak oczarowana jej opowieścią, że nie zauważyłam, jak zachodzi słońce. Rozczesałam palcami włosy, jednocześnie rozglądając się po twarzach innych. Edmund, Melanie, Clove i Dafne pochłaniali każde słowo Emmy. Vanessa i Michael wyglądali na zdołowanych i siedzieli z zamyślonym wzrokiem. Orion i Izabella wrócili do całowania się, natomiast Katherina, Kasjopea, Abraxas oraz Regulus pogrążyli się w dyskusji na temat związku Cienia z Adriadną.
- To znaczy, że siostra Astorii... Jest po stronie Cienia? - zapytałam
niezbyt mądrze. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Tego nie możemy Ci trafnie powiedzieć , Anabeth. Ona Została przez niego porwana bez jej woli. A czy teraz ich relacje się zmieniły, tego nie wiemy. - wytłumaczył Edmund. Miał miły, kojący głos.
Westchnęłam i spojrzałam na niebo, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej ciemniejsze. Powoli powieki zaczęły mi ciążyć, ale starałam się nie zasnąć. Nie wtedy.
- To koniec? - zdziwiła się Dafne. Zauważyłam, że i ona wyglądała, jakby
miała w każdej chwili zasnąć.
- Ależ nie. Oczywiście, że nie! - zaprzeczył gorliwie Abraxas, który tego
dnia po raz pierwszy odezwał się na forum publicznym.
- Z tego co mówią podania Adriadna kilka razy zaszła w ciąże. Za każdym razem dziecko znikało bez śladu. - powiedziała Emma. Coś mi nie
pasowało.
- Dlaczego Cień pozbywał się dziecka? Czymś mu zagrażało? - zdziwiłam
się na głos. Wszyscy oprócz mnie, Dafne, Emmy i Clove zaczęli się naradzać.
- Och dajcie spokój! Ona ma prawo wiedzieć. - jęknęła zmęczona Clove.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech, na który ona odpowiedziała mi mrugnięciem okiem.
- No dobrze.. Podobno dziedzic Cienia może go pokonać. A odnaleźć go może jedynie osoba, która ma znamię w kształcie liścia dzikiego bzu. No, ale żaden nieśmiertelnik nie miał takiego znaku. - wytłumaczyła mi Nimfadora, posyłając mi ciepły uśmiech. Zastanowiłam się.. Cóż, to tylko legenda... Westchnęłam i wróciłam do świata realnego..
Koniec legend na dziś , pomyślałam.
Wreszcie się obudziłaś. - z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
Wydawał się inny niż zwykle. Zadumany, poważny... W jego czekoladowych, jakże podobnych do moich, oczach dostrzegałam smutek, żal.. Coś było nie tak. Mój Anioł nigdy się tak nie zachowywał. Teraz był tak jakby opanowany, a nie chamski jak zawsze.
Gdy on spoglądał na zatokę, ja powoli wstałam z łóżka i cichutko podeszłam do niego.
- Michael.. - szepnęłam, kładąc dłoń na jego barku. Wzdrygnął się, ale nie spojrzał na mnie.
Poczułam ukłucie w sercu. Nie chciałam, aby mój własny Anioł Stróż mnie ignorował. Potrzebowałam go.
- Coś się stało? Zawsze możesz mi powiedzieć. - kontynuowałam.
Udało się. Michael odwrócił się i spojrzał prosto w moje oczy. Brąz w brąz. Ciepło w ciepło.
- Wiem, że mogę. Ale.. Twoje barki nie zniosą tego ciężaru, Promyczku. - wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.
Poczułam, jak na moją bladą cerę wstępują rumieńce. Mimo to zignorowałam piekące mnie policzki i posłałam Aniołowi pocieszający uśmiech.
Nie mieszaj się, Anabeth. Tyle możesz dla mnie zrobić , usłyszałam wewnątrz swojej głowy. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam otworzyć szafę w poszukiwaniu jakiegoś stroju. Była duża i głęboka. Na wieszakach wisiało wiele kreacji, jednak parę z nich była bardzo dobrze mi znana. Moje ubrania.
Odkąd ojciec zbankrutował nie miałam ich zbyt wiele. Zazwyczaj dostawałam je od znajomego krawca, który mi je dawał za parę monet.
Wzięłam jednak zieloną tunikę, szare leginsy, czarne baleriny i bieliznę, po czym ruszyłam do łazienki.
Woda w wannie okazała się odpowiednio ciepła. Nie było mi w niej ani za gorąco, ani za zimno. Zanurzyłam się w wodzie i zrelaksowałam się.
Cień był niebezpieczny. Zresztą każdy o zdrowych zmysłach wiedział, że istota z Piekieł nie może być dobra. Nie rozumiałam jednak po co były mu duszę, skoro był nieśmiertelny. Zanotowałam sobie w głowie, aby zapytać się o to Miriandę, albo jakąś inną z Sióstr.
Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Anabeth, musimy gdzieś pójść. Streszczaj się , usłyszałam. Czyli, że nawet podczas kąpieli musisz się wtrącać? , zapytałam kpiąco w myślach, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Już po kwadransie wyszłam z pomieszczenia czysta i ubrana.
- No to gdzie idziemy? - spytałam pełna optymizmu, posyłając Michael'owi uroczy uśmiech. Nie odpowiedział mi tym samym.
Nie rozumiałam tego, ale postanowiłam, że nie będę marnować czasu na głupoty. Nie ma humoru to nie ma humoru.
- Choć tu. Muszę Cię... objąć. - oznajmił trochę zawstydzony.
Zacisnęłam wąsko usta, aby nie powiedzieć mu, co sądzę o takich podróżach. Nie chciałam, aby zrobiło mu się nie miło, dlatego bez słowa sprzeciwu podeszłam do niego i objęłam go za szyję.
Poczułam jak odrywamy stopy od ziemi. Zakręciliśmy się, a powietrze wokół nas zawirowało, aż stało się niebieskie i... wylądowaliśmy na jednej z łąk Zatoki Snu.
- Wow. - szepnęłam, odgarniając natrętne włosy, które wpadały mi do oczu.
Michael odsunął się pośpieszne i podążył w stronę wielkiego dębu, gdzie było już parę osób. Ruszyłam za nim, postanawiając, że będę zachowywać się odpowiednio, a nie jak rozwydrzona nastolatka.
Gdy znalazłam się w cieniu drzewa zobaczyłam twarze tych osób. Była wśród nich Nimfadora, Dafne oraz jej Anioł Stróż – Mike.
Oto Anabeth. Anabeth poznaj moich przyjaciół. - oznajmił Michael pokazując swoich towarzyszy.
Zauważyłam, że pomija Dafne, ale postanowiłam nie rzucać żadnej kąśliwej uwagi. Czułam, że nie powinnam mimo, że przez to odbiegałam od prawdziwego JA.
Po mojej lewej stronie stały dwie identyczne dziewczyny – Kasjopea i Katherina, córki Demetriozy, Pani plonów i pór roku. Obie różniły się od siebie niesamowicie. Podczas gdy Kasjopea ubrana była w iście królewską suknię, Katherina miała na sobie skromną, letnią sukienkę w kwieciste wzory.
Obok nich stała niezwykle piękna blondynka, o smukłej sylwetce. Stojąc niedaleko niej czułam się, jakbym była najbrzydszym stworzeniem na ziemi. Tak, ona zdecydowanie potrafiła sprawić, że znikały z Ciebie resztki uroku.
Okazała się ona Izabellą, córką królowej leśnych Nimf.
Tuż przy niej, stało dwóch Aniołów. Obaj mieli ciemne włosy, bladą cerę oraz biało-srebrne skrzydła. Jeden z nich, ten o niebieskich oczach, który okazał się Regulusem przyglądał mi się podejrzanie. Jednak drugi, o tym samym odcieniu oczu co ja, uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując swoje niezwykle białe zęby. Był to Edmund, brat Regulusa.
Dafne pomachała mi i jednym susem pokonała dzielącą nas odległość. Zauważyłam, że Mike podążył za nią niczym cień. Cała się spięłam na myśl o tej osobie, jednak postanowiłam cieszyć się tym co tu i teraz i szybko o nim zapomniałam.
- Zaraz powinna tu dojść reszta. - oznajmiła Izabella.
Miała piękny, niezwykle seksowny głos. Odrzuciła włosy do tyłu i posłała mi pełne wyższości spojrzenie. Usłyszałam jak ktoś warknął. To Michael znalazł się u mojego boku i patrzył na nimfę niczym na zabójcę.
- Reszta? Jaka reszta? - spytałam się zdziwiona, patrząc to na Bellę, to na mojego Anioła Stróża.
- Emma, Clove, Vanessa, Melanie, Oriona i Abraxas. - wytłumaczyła mi jedna z bliźniaczek.
Po stroju poznałam, że to Katherina. No tak, Kasjopea zapewne nie trudziłaby się tłumaczeniem zwykłej śmiertelniczce o co chodzi. Poza tym była zajęta wpatrywaniem się w srebrną kulę unoszącą się nad jej prawą dłonią. Kulę, którą sama wyczarowała. Na moich oczach.
- Nadchodzą. - oznajmiła, patrząc się na Michaela.
I rzeczywiście. Już po chwili z konarów drzewa zeskoczyło sześć osób. Cztery dziewczyny i dwóch chłopaków. Jedna z nich, szatynka o długich, kręconych włosach stanęła obok mnie i Dafne.
- Choć za mną Anabeth. To bardzo ważne. - szepnęła mi cicho do ucha,
a ja posłusznie ruszyłam za nią.
Gdy znalazłyśmy się około dwadzieścia metrów dalej, dziewczyna zatrzymała się.
- Nazywam się Vanessa i jestem siostrą Michaela. - przedstawiła się z
wypiekami na swojej pięknej twarzy. Mimo, że była niska, tak jak i inni była piękna. A ja.. wyglądałam na czternaście, piętnaście lat!
- Cz-cześć. A-anabeth. - przedstawiłam się niepewnie. Po jakiego groma ona mnie tu przywlokła?
Widzę, że padłaś ofiarą mojej kochanej, młodszej siostrzyczki zaśmiał się Michael. Spojrzałam na niego i skrzywiłam się lekko.
A idź ty! Ty... ty... , warknęłam. W głowie wyczułam jego... rozbawienie.
Gdzie mnie wygonisz, Promyczku? Zachichotał. No nie.. On się świetnie bawił, a ja się musiałam z nim użerać..
A odwal się! Mam tu rozmawiać z Twoją siostrą, a nie z Tobą, BARANIE , oznajmiłam, dobitnie akcentując ostatnie słowo. Poczułam jak jego obecność w mojej głowie znika. W końcu.
- Już poszedł? - zachichotała Vanessa.
Spojrzałam się na nią zdziwiona, ale nic nie powiedziałam. Zamiast tego zapytałam o co chodzi.
-Wiem, że podsłuchałaś rozmowę Cienia. - oznajmiła rzeczowo siostra mojego Anioła.
Spuściłam wzrok. Czyżby jej powiedział?
- No.. bo... no... Ciekawość ludzka. - bąknęłam zawstydzona. Miałam
ochotę walnąć głową o ścianę. Vanessa za to zaśmiała się melodyjnie.
- Rozumiem. Ale skoro to usłyszałaś musisz teraz wiedzieć wszystko. Taka jest zasada. Jeśli osoba nieproszona dowie się o czymś ważnym to są dwa wyjścia, czyli albo jej powiedzieć, albo uciszyć. - wytłumaczyła.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam jej ostatnie słowo.
Wyssać duszę. Chodziło jej o wyssanie duszy, matole. Odparł w moich myślach Michael.
- No dobrze... Ale CO ja mam wiedzieć? - zapytałam. Usłyszałam, jak Michael wzdycha zrezygnowany w moich myślach.
- Wszystko! A teraz choć. Wytłumaczymy Ci przy ognisku. - oznajmiła wesoło Vanessa i pociągnęła mnie w stronę rozłożystego dębu.
Wszystko było już przygotowane. Ogień został już rozpalony i pojawiły się miejsca wokół ogniska. Było bajecznie. Brakowało jedynie pełni księżyca i rozgwieżdżonego nieba.
Usiadłam na jednym pniu wraz z Dafne, Vanessą i Melanie. Ta ostatnia okazała się naprawdę wspaniałą osobą. Była to blondynka, o długich, prostych włosach i błękitnych oczach. Na oko wydawała się być w moim wieku. Okazała się córką Topieny, po której odziedziczyła zdolność kontrolowania wody. Zazdrościłam jej tego, ale też bardzo ją podziwiałam i... polubiłam.
Clove i Emma usiadły po naszej prawej stronie. Clove była uroczą brunetką o zielonych oczach. Była bardzo charyzmatyczną i wesołą osobą. Natomiast Emma była jej kompletnym przeciwieństwem. Była blondynką o piwnych oczach, które wpatrywały się w ludzi z nieufnością. Była niezwykle cicha i... trochę dziwna. Potrafiła coś mówić, przerwać w połowie zdanie i milknąć, jakby nic wcześniej nie mówiła. Jednak i tą dziewczynę polubiłam.
Gorzej było z nowo przybyłymi Aniołami: Orionem i Abraxasem.
Ci dwaj również byli kompletnymi przeciwieństwami. Orion był blondynem, zaś Abraxas szatynem. Niezwykle przystojnym szatynem, chociaż Orion wcale nie był brzydki. Blondyn podszedł do Izabelli i objął ją w pasie. Odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty przyglądać się na te.. czułości.
Zauważyłam, że Michael uważnie mi się przygląda. On chyba jako jedyny nie śmiał się, gdy Orion i Bella pożerali sobie twarze.. Dosłownie! Blondyn wyglądał, jakby chciał ją zjeść!
Coś się dzieje, Anabeth?
Odwróciłam od niego wzrok i z nagłym zainteresowaniem zaczęłam wpatrywać się w moje dłonie.
Promyczku?
Nie.Nazywaj.Mnie.Promyczkiem! Warknęłam wściekła. Mimo to nadal nie podnosiłam wzroku. Zabolało. Przezwisko, jakim mnie nazywał zabolało.
Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że umarli nie tworzą tutaj ponownych związków. Te były dla nieśmiertelnych. Poczułam żal, że już więcej nikt mnie nie przytuli, nie pocałuje. Że już nigdy nie spotkam Luke'a.
Anabeth...
ZOSTAW MNIE!
Nie wytrzymałam. Musiałam krzyknąć. Poczułam na sobie palące spojrzenia Dafne, Vanessy i Melanie. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Moja klatka piersiowa poruszała się niespokojnie to w górę, to w dół, zaś paznokcie wbiłam w kolano.
- To co, opowiadamy legendy? - zapytał Edmund, widząc, że atmosfera między mną a Michaelem staje się bardzo gęsta.
- Jasne!
- No pewnie!
- To kto pierwszy?
Uśmiecham się szeroko widząc jak Clove, Vanessa i Nimfadora starają się rozładować atmosferę.
- No to może ja.. - odezwała się niespodziewanie Emma. Wszyscy umilkli
i wbili w mną wzrok. Nawet Orion i Izabella przestali się całować i łaskawie usiedli obok siebie, nadal się obejmując.
- Ekhem. A więc jakiś czas po stworzeniu świata, do naszych krain przybyli nieśmiertelni herosi, którzy postanowili osiąść w zaświatach. Byli to Gregg, który osiadł w Piekle, Stupiena, która pozostała w Czyśćcu, Armandos, który pozostał w Niebie i Elena, która została matką śmiertelników i pozostała na ich świecie – Emma najwyraźniej
świetnie się bawiła opowiadając tą legendę. Spojrzała pytająco na zgromadzonych, a gdy oni gorliwie pokiwali głowami, dziewczyna kontynuowała:
- Każdy oprócz Eleny wydał potomka. Gregg Cienia, Armandos Świetlistego Anioła, zaś Stupiena... Stupiena urodziła dwie cudowne córki. Ich potomkowie dorastali, z dnia na dzień stając się coraz bardziej cudowni. Jednakże Cień buntował się swemu ojcu. Pewnego dnia, gdy strasznie się pokłócili, Cień wyssał Greggowi duszę. Jednakże na nim nie zaprzestał. Podczas gdy w pałacu Armandosa trwał bal, Cień zakradł się tam. Poszedł do sypialni żony herosa, Nikodemy, która właśnie zasypiała, wraz z nowo narodzoną Anielicą – Afrodyzją. Już miał wyssać im duszę, gdy do sypialni wpadł Armandos. Stanął przed Cieniem, i już wznosił miecz, by go zabić, ale okrutny potomek Gregga i jemu i jego żonie i dziecku wyssał duszę. Zrozpaczeni byli poddani Armandosa. Armia Aniołów zaatakowała pałac Cienia, jednak obrońcy złego tyrana pokonali ich i oddali jako pożywienie dla swego króla. Cień był niezwyciężony. Pewnego dnia udał się do Zatoki Snu, siedziby Stupieny. Królowa była właśnie na konnej przejażdżce wraz ze swymi niezwykle pięknymi córkami... Astorią i Adriadną. Cień widząc tą drugą poczuł pożądanie. Porwał ją, nie wysysając duszy ani królowej, ani pierwszej z córek.
Emma nagle zamilkła zadumana. Byłam tak oczarowana jej opowieścią, że nie zauważyłam, jak zachodzi słońce. Rozczesałam palcami włosy, jednocześnie rozglądając się po twarzach innych. Edmund, Melanie, Clove i Dafne pochłaniali każde słowo Emmy. Vanessa i Michael wyglądali na zdołowanych i siedzieli z zamyślonym wzrokiem. Orion i Izabella wrócili do całowania się, natomiast Katherina, Kasjopea, Abraxas oraz Regulus pogrążyli się w dyskusji na temat związku Cienia z Adriadną.
- To znaczy, że siostra Astorii... Jest po stronie Cienia? - zapytałam
niezbyt mądrze. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Tego nie możemy Ci trafnie powiedzieć , Anabeth. Ona Została przez niego porwana bez jej woli. A czy teraz ich relacje się zmieniły, tego nie wiemy. - wytłumaczył Edmund. Miał miły, kojący głos.
Westchnęłam i spojrzałam na niebo, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej ciemniejsze. Powoli powieki zaczęły mi ciążyć, ale starałam się nie zasnąć. Nie wtedy.
- To koniec? - zdziwiła się Dafne. Zauważyłam, że i ona wyglądała, jakby
miała w każdej chwili zasnąć.
- Ależ nie. Oczywiście, że nie! - zaprzeczył gorliwie Abraxas, który tego
dnia po raz pierwszy odezwał się na forum publicznym.
- Z tego co mówią podania Adriadna kilka razy zaszła w ciąże. Za każdym razem dziecko znikało bez śladu. - powiedziała Emma. Coś mi nie
pasowało.
- Dlaczego Cień pozbywał się dziecka? Czymś mu zagrażało? - zdziwiłam
się na głos. Wszyscy oprócz mnie, Dafne, Emmy i Clove zaczęli się naradzać.
- Och dajcie spokój! Ona ma prawo wiedzieć. - jęknęła zmęczona Clove.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech, na który ona odpowiedziała mi mrugnięciem okiem.
- No dobrze.. Podobno dziedzic Cienia może go pokonać. A odnaleźć go może jedynie osoba, która ma znamię w kształcie liścia dzikiego bzu. No, ale żaden nieśmiertelnik nie miał takiego znaku. - wytłumaczyła mi Nimfadora, posyłając mi ciepły uśmiech. Zastanowiłam się.. Cóż, to tylko legenda... Westchnęłam i wróciłam do świata realnego..
Koniec legend na dziś , pomyślałam.