niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 03

Rozdział ten dedykuję wszystkim odwiedzającym ze stronki Harry-Potter.net.pl
To dla Was kochani! :*




Rozdział 03 - Cień


Cień rozejrzał się po Sali Balowej. Jego twarz nie była wcale widoczna. Płaszcz, w który był odziany wydawał się być z pyłu. Zupełnie jakby jego właściciel był osobą niematerialną. Bo może nie był?
- Zostań tu, Anabeth. - polecił mi Michael, gdy wszyscy ważni urzędnicy w pośpiechu zabrali Cienia do jednej z komnat. Sam ruszył w tamtą stronę pozostawiając mnie samą. 
    Zewsząd otaczała mnie panika. Zresztą nie dziwiłam się. Cień był osobą z piekła rodem. Pfu, w końcu on był królem Piekieł. Westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Dlaczego wszystko musiał popsuć? Usłyszałam dźwięki muzyki. Najwyraźniej organizatorzy balu postanowili uspokoić gości. Ich zachowanie było dziecinne, ale z drugiej strony bardzo pożyteczne. Już po chwili 'ludzie' zachowywali się tak, jakby przed chwilą nic się nie stało.
    Nawet nie zauważyłam, gdy Dafne usiadła obok mnie. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy poczułam jej drobną dłoń na swoim ramieniu. Podniosłam wzrok i uważnie lustrowałam ją spojrzeniem. Jej okrągłe zielone oczy spoglądały na mnie z troską. Tak, była taka jaką ją zapamiętałam.
- Coś jest nie tak. Nie mylę się, prawda? - spytała mnie swoim delikatnym, aksamitnym głosem. Uśmiechnęłam się . Tak dawno go słyszałam.
- Ten Cień.. On.. wszystko psuje. - bąknęłam spuszczając wzrok. 
Poczułam na sobie spojrzenie Dafne. Wiedziałam, że dokładnie mnie obserwuje. Musiała zapewne oceniać, czy może mi coś powiedzieć. Za życia zawsze tak robiła.
- Cień się buntuje, Anabeth. Dusze, które trafiają do Piekieł przestają zaspokajać jego głód. To trwa od jakiegoś czasu. - oznajmiła ściszonym głosem. Podniosłam wzrok i przyglądałam się, jak okręca moje długie, rude włosy wokół swojego palca. 
- Astoria nic z tym nie robi?  - zapytałam również szeptem. Dafne wzruszyła ramionami, po czym normalnym tonem oznajmiła, że musi iść.
    Przyglądałam się jak odchodzi, po czym skierowałam wzrok na wychodzącą z sali Nimfadorę. Teraz, albo nigdy.
Czym prędzej wstałam z krzesła i cichutko ruszyłam za księżniczką. Szłyśmy przez korytarz, aby dojść do drzwi przy klatce schodowej, gdzie zniknęła. 
Podeszłam trochę bliżej. Księżniczka zostawiła lekko uchylone drzwi, przez które widać było zarys sylwetki Astorii.
  - Nie możesz żądać od nas dusz, które trafiły do naszych krain! Może i nie obchodzi nas to, co robisz ze swoimi niewolnikami, ale łapska precz od niewinnych ludzi! - wykrzykiwała oburzona. Jej ciemne włosy odgarnięte były do tyłu, a błękitne oczy ciskały błyskawice.
- To tylko moja propozycja, Astorio..  Wiesz przecież, że ja i tak biorę to, co chcę. Tak więc radzę Ci się zgodzić. - warknął Cień. W jego głosie było słychać... rozbawienie. 
Królowa Zatoki Snu wyciągnęła przed siebie rękę. Zamarłam, z zaciekawieniem przyglądając się co dalej. 
    Z jej zadbanej dłoni wypłynęły stróżki wody, które zaczęły tańczyć, jednocześnie przeplatając się przez siebie. 
- Proszę wybaczyć, że przerywam, ale muszę wyjść. - oznajmił dość znany dla mnie głos, a po chwili jego właściciel stał tuż przede mną, z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Ładnie tak podsłuchiwać, co? - zakpił Michael. Wzruszyłam ramionami i wyjrzałam za niego, ale drzwi były zamknięte.
- To wina Nimfa...
- Było za nią nie iść! - warknął oburzony Anioł, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć przez korytarze, aż wyszliśmy przed pałac.
Spojrzałam na niego zlękniona. Jego ciemne oczy wyrażały złość i niedowierzanie, a usta wykrzywiały się w złośliwym grymasie.
- Czy ty prosisz się o kłopoty? Jeśli Cień by Cię przyłapał, to od razu miałabyś wyssaną duszę, a ja.. nie mógł bym Cię ochronić! - krzyczał. 
Co chwila otwierałam usta, aby się usprawiedliwić, jednak on nie dopuszczał mnie do głosu.
- Nigdy więcej tego nie rób, Anabeth. - wyszeptał.







Nerwowo przekręcałam się z boku na bok. Bałam się, cholernie się bałam.
Czy Cień już wie, że podsłuchałam rozmowę? Czy ktokolwiek to wie?
Nie znałam odpowiedzi na te pytania, a i Michael nie chciał mi nic powiedzieć.
Umarłam, a czułam się tak, jakby po raz drugi miała spojrzeć w oczy okrutnej Śmierci.
Westchnęłam gdy bryza nocnego wiatru pieściła moją twarz. Dziękowałam losowi, że dostałam się właśnie tu. Do Zatoki Snu, cudownego miejsca, gdzie mogłam spokojnie żyć. Bez wieczne głodnego Cienia, który czyhał na Twoją duszę. Mimo to wiedziałam, że prędzej czy później Cień nie wytrzyma. W końcu już zagroził Astorii, która zdenerwowała się nie na żarty. Czy byliśmy tu bezpieczni? Michael powiedział, że póki jest Astoria nie ma bezpieczniejszego miejsca. Postanowiłam mu zaufać.
- Nadal nie śpisz? - usłyszałam kpiący głos, który dochodził z tarasu. Niepewnie postawiłam bose stopy na podłodze i ruszyłam w stronę szklanych drzwi.
Nocny wiatr rozwiał moje rude włosy, więc przygładziłam je do tyłu i nerwowo rozejrzałam się wokół siebie.
- Niezbyt grzeczna z Ciebie dziewczyna, Anabeth. Otwarte drzwi są niczym zaproszenie dla obcego. - usłyszałam za sobą.
Wkurzona odwróciłam się i zatrzymałam spojrzenie swoich czekoladowych oczu na.. Michaelu.
Ktoś Ci już mówił, że jesteś bardzo irytujący? - warknęłam wściekła i ruszyłam w stronę łóżka, na którym usiadłam po turecku.
Michael uśmiechnął się łobuzersko i poczochrał sobie swoje ciemne, niemalże czarne,włosy
- Nie. Tobie przystąpił ten zaszczyt. - odparł, jednocześnie siadając na jednym z foteli.
Spojrzałam na niego niezadowolona. Raz, że właśnie zamierzałam zasnąć. Dwa, była czwarta nad ranem. A ja, Anabeth Wright nie lubię, gdy ktoś odwiedza mnie rano, gdy jestem w piżamie.
A czy pozwoliłam Ci, abyś czuł się jak u siebie w domu? - zapytałam kpiąco, widząc jak mój Anioł rozciąga się, jednocześnie ziewając.
- Nie musisz, kochanie. Nie musisz. - odparł i zamknął oczy.. A ja miałam ochotę przywalić mu prosto w twarz. Jednak zamiast tego spłonęłam rumieńcem.
Zdecydowanie musiałam trzymać się z dala od tego dupka.
Słyszałem! Usłyszałam wewnątrz swojej głowy głos, który z pewnością należał do Michaela.
Wynoś się z mojej głowy, baranie! Krzyknęłam w myślach. No co za bezczelny cham. Usłyszałam złośliwy chichot, jednak tym razem dobiegał z mojego otoczenia.
Szykował mi się iście denerwujący żywot w świecie umarlaków. Cudownie.







2 komentarze: